Dżibuti to kraj zapomniany przez Boga… Tak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, jednak są tu miejsca, które nas urzekły. Państewko to jest strategicznie usytuowane na Rogu Afryki, żyje z użyczania dostępu do morza graniczącej z nim Etiopii. My jeździmy tam na spotkania z największymi rybami na Ziemi – rekinami wielorybimi. Po nasyceniu oczu podwodnymi widokami udajemy się w interior, do Jeziora Abbe, którego okolice były planem filmowym dla „Planety Małp”. Jest tu nieziemski krajobraz, brak infrastruktury turystycznej, dróg… Tylko stada różowych flamingów i wielkie, sięgające czasem 50 m, wapienne kominy, powstałe na skutek działalności wulkanicznej na dnie jeziora, które ciągle wysycha. W wielu miejscach biją gorące źródła, wokół nich zieleni się trawa, co jest niespotykanym widokiem w tym surowym krajobrazie. Następnie przemieszczamy się znów w kierunku wybrzeża, do północnej części Wielkiej Doliny Ryftowej, gdzie w największej afrykańskiej depresji, i drugiej na świecie, leży Jezioro Assal – białe piekło z turkusowymi falami, w których nie sposób się zanurzyć. Stąd nadal tradycyjne karawany wielbłądów transportują worki z solą w głąb kontynentu. Jezioro Assal to największy ziemski rezerwuar soli, mający znaleźć się na liście Dziedzictwa Międzynarodowego UNESCO. Potem jeszcze trekking na jeden z wulkanów i udajemy się do stolicy, gdzie można zaznać odrobiny luksusu w jednym z dwóch dobrych hoteli i doświadczyć życia miasta, w którym mieszka zdecydowana większość ludności całego kraju. Ucztą dla podniebienia będzie wizyta w jemeńskiej restauracji. Wyprawę do Dżibuti polecamy tym, którzy byli już wszędzie, są globtroterami i nie lubią poruszać się utartymi szlakami. Wyjazd taki warto połączyć z wizytą w Etiopii.